Wypuściłem powoli powietrze i opadłem głębiej w fotel. Pozwoliłem, żeby jego kształt przejął część napięcia, które ze względu na empatię współdzieliłem z siedzącą obok klientką. – Co wtedy pomyślałaś? – spytałem spokojnie. Nieobecnymi oczami patrzyła w bliżej nieokreślony punkt za moimi plecami. Oddychała szybko i płytko, jej wyraźnie zaciśnięte szczęki poruszały się lekko, jakby musiała przegryźć i zmiażdżyć każde słowo, które za chwile wydostanie się na zewnątrz.
Postawę miała skuloną, była pochylona do przodu, ramiona miała lekko uniesione i ściśnięte, co powodowało, że wydawała się jeszcze drobniejsza niż była w rzeczywistości. W dłoniach ściskała szklankę i przez chwilę zastanawiałem się, jak długo naczynie wytrzyma napór zbielałych od wysiłku palców.
– …że zawaliłam, spieprzyłam po całości – odpowiedziała po dłuższej chwili, a lekko łamiący się ton głosu wskazywał na ogromny wysiłek z jakim przyszło jej wypowiedzenie tych słów.
To nie jest nadzwyczajna sytuacja. Przez gabinet coacha przetacza się wiele emocji, często takich, na które klienci nie znajdują miejsca w innych okolicznościach. Ta klientka to dyrektorka sporej międzynarodowej firmy. Przebojowa i twarda, uchodząca za opanowaną i świetnie działającą pod presją. Ale to też człowiek, z krwi i kości, mimo że na co dzień w firmie rzadko daje sobie przyzwolenie, żeby to przyznać.
W gabinecie to co innego. Tutaj można opuścić gardę. Przyznać się do trudnej emocji, do poczucia porażki, można zakląć albo zwymyślać szefowi. Można spuścić powietrze, być sobą. Atmosfera zaufania, tak charakterystyczna dla pracy coachingowej daje wytchnienie, daje też szansę popracować nad tym, co realnie ogranicza, kłuje w bok, uwiera. Coach nie ocenia, obserwuje, pyta, udziela informacji zwrotnej, przyjmuje klienta takiego, jakim jest. A każdy klient to przede wszystkim człowiek. Firmy często o tym zapominają, przygotowują swoim pracownikom zestaw użytecznych, ale często niewygodnych masek, które w zależności od ich właściciela mają bardzo różną datę przydatności.
Coaching to kilka przydatnych narzędzi, ale przede wszystkim to relacja. Relacja nastawiona na wydobycie potencjału poprzez zobaczenie drugiej osoby takiej, jaką jest, a nie tylko jaką bywa. Pracując w coachingu staramy się wspierać klientów w tym, żeby to, co się dzieje na sesji przekuwali w codzienną zmianę. Pomagamy im wypracować skuteczniejsze, bardziej elastyczne metody działania, ale pracujemy również poza gabinetem.
Wdrażamy kulturę coachingową do organizacji po to, żeby to, co często jest domeną klimatu gabinetu było codziennością organizacji. Żeby pracownicy darzyli się zaufaniem i szacunkiem, żeby budowali relacje wykraczające poza ściany biura, żeby mogli dzielić się z innymi nie tylko sukcesami, ale też trudnościami. Żeby uczyli się od siebie nawzajem i byli dla siebie wsparciem. Oprócz konkretnego działania staramy się wnosić do organizacji pewien sposób myślenia o skuteczności – skuteczności opartej na budowaniu szczerego, dobrze czującego się ze sobą zespołu.
Zanim ta idea wejdzie jednak na stałe w DNA organizacji, praca zaczyna się często od kilku godzin sesji, podczas których ludzie mogą być sobą, mogą doświadczać akceptacji i zrozumienia. Mogą znaleźć przestrzeń na swoje problemy, niedoskonałości i zwątpienia, a następnie zacząć je pokonywać i przekuwać w sukces.
Autor: Grzegorz Zawiłowski